"Nie kop pana, bo się spocisz…"

Dzień szczepień. Dzisiaj. Tak, należymy do tych, którzy szczepią dzieci.
Każda z Księżniczek miała być ukłuta dwa razy i obiecaliśmy lody, żeby miały o czym myśleć kiedy doświadczą igły.
Rzecz jednak nie będzie o szczepieniach, ale o cukierni.

Znajduje się ona dwa kroki od przychodni. Jeszcze mniej od szkoły, do której Starsza pójdzie od września. W rezultacie – w cukierni tłum. Wszędzie biało – granatowo. Na szczęście przycukierniowy ogródek bardzo duży, z placem zabaw. Były lody, a po nich zabawa na placu. Kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia, Młodsza mało nie dostała w głowę puszką po gazowanym napoju. Grupa elegancko ubranych chłopców urządziła zabawę – rzucanie w siebie nawzajem puszkami. A Księżniczka akurat przebiegała w pobliżu. Rodzicielki dżentelmenów siedziały przy stoliku obok i niespecjalnie interesowały się poczynaniami potomstwa. W rezultacie Mąż zwrócił rzeczonemu potomstwu uwagę. W tym momencie ożywiły się mamy.
– Co wy robicie? Przestańcie! Przecież to po słodkich napojach, będziecie się cali lepić. Zniszczycie ubrania! – zaczęły karcić jedna przez drugą. Nie miał posłuchu jeden odważny, który próbował wytłumaczyć, że rzucona puszka prawie pozbawiła go oka. Bo „te ubrania takie ładne”. Najwidoczniej oko mniej.

2 komentarze do “"Nie kop pana, bo się spocisz…"

  1. Blogini.eu

    Również zauważyłam, że rodzice nie widzą niestosownego zachowania swoich dzieci dopóki ktoś nie zwróci im uwagi – wtedy zwykle wybucha święte oburzenie albo na niesforne dziecko albo na osobę, która śmiała się odezwać. Dla przykładu: jestem z moim prawie 4-letnim synem na placu zabaw; wokół bawi się kilkoro starszych dzieci, których mamy są pochłonięte wymianą ploteczek; starsze dzieci szaleją, huśtają się po 3 na jednej huśtawce, sypia się piaskiem i rzucają w siebie wiaderkami, a ich mamy plotkują dalej; w końcu mój syn bawiący się przy mnie z boku dostał wiaderkowym rykoszetem i zaczął płakać; nie wytrzymałam dłużej tego szaleństwa – zwróciłam uwagę dzieciom żeby uważały, bo tu bawią się też młodsze dzieci, po czym jak zostałam kompletnie zignorowana podeszłam grzecznie do zajętych matek i poprosiłam żeby nieco opanowały swoje pociechy. No i podniósł się raban, bo matki najpierw zaczęły pokrzykiwać na swoje młode, a potem naskoczyły na mnie, że niby mój mały nie umie się bawić ze starszymi, więc powinnam go lepiej pilnować. Każąc mojemu synowi bawić się z boku i nie przyłączać do dzikiej zgrai właśnie to robiłam, ale tamte matki jak lwice zaczęły bronić swoich lwiątek. Ot taka sobie sytuacja :).

    Odpowiedz
    1. princesseshome Autor wpisu

      Dobrze, że Twojemu synkowi nic się nie stało. Czasem się boję, że musi się stać coś naprawdę poważnego, żeby niektórzy zwrócili uwagę. Najgorsze, że pewnie nie na swoje własne zachowanie. U nas na osiedlowym placu zabaw nie spotykam się w ogóle z takimi sytuacjami, więc przeżywam tym większy szok, gdy jestem z dziewczynkami gdzieś indziej.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz